Przeciwsłoneczne okulary. Zimą czy latem - kojarzą mi się z ciepłem, które generuje w nas śmiech, pozytywne myśli i wzrost witalności. Z hulankami na świeżym powietrzu, mrożoną kawą i miłością o smaku arbuza. Kojarzą mi się z nadmiarem szczęścia w postaci promieni słonecznych, przed którymi wręcz trzeba się skrywać, żeby nie przedobrzyć.
Próbujemy ukryć pod nimi skroplone emocje, choć one wylewają się strumieniami gorzkich wspomnień, które szczypią, drażnią i zatrzymują czas w jego najgorszym momencie. Nie dają się zatamować i drążą ślady na policzkach i na sercu.
Ukrywamy pod nimi zdarzenia. Wszystko to, za co płacimy grube pieniądze, choć nie chcielibyśmy tego nawet za darmo. To, co robimy z zaangażowaniem, choć tak naprawdę nie chcielibyśmy kiwnąć w tej sprawie palcem. To, na co czekamy, ale chcielibyśmy, żeby nie nastąpiło nigdy. To wszystko, czym steruje i co nakazuje nam niełaskawa Śmierć.
Ukrywamy pod nimi siebie przed spojrzeniami innych ludzi, choć moglibyśmy bez ogródek wywrzeszczeć nasze poczucie bezsilności, niesprawiedliwości i osamotnienia.
Dobrze, że możemy założyć ciemne okulary i zawoalować prawdę. Robimy wtedy miejsce dla życia, które toczy się dalej. Dla dzieci, które nie mniej nas potrzebują niż choćby tydzień wcześniej. Chowamy cierpienie i żałobę, żeby znów wbić się w pędzący tłum, pracę, plany i marzenia. Pod przykrytymi powiekami wciąż skraplają się szare uczucia, ale przestają przesłaniać nam obrazy rzeczywistości, które teraz są przecież najważniejsze. Te szare uczucia powoli przeobrażają się w fundamenty życia. Zaczynamy doceniać je jeszcze bardziej, wybaczać częściej, przytulać mocniej, marzyć ambitniej i z większym zacięciem dążyć do spełnienia marzeń.
Możemy nauczyć się żyć tak, jakby jutro było naszym ostatnim dniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Spodobał Ci się tekst? - skomentuj. Nie spodobał? - udostępnij.
Albo i na odwrót.