Na kilka wieczornych chwil cała Polska wstrzymała oddech. Każdy patrzył z niecierpliwością na to który słupek sondażowy urośnie wyżej: 'swoich' czy 'wrogów'. Po wynikach każdy z obozów odśpiewał właściwy sobie hymn - mniej lub bardziej naszpikowany sarkazmem. Nagle w rodakach obudził się niezrozumiały lęk przed wizją zalania kraju falą nowych kościołów, dołożenia godzin obowiązkowej katechezy w szkołach i krucjatką może jakaś. Zapłonęła żądza ucieczki przed regularnym wywozem złymi wagonami do Lichenia. Ucieczki najlepiej w obce kraje. I lament [świętokrzyski - przyzwyczajając się do poprawności politycznej] nad konkubinatem i antykoncepcją.
Czy poczucie presji ma przełożenie na rzeczywistość? Dla mnie nie. Wyraźnie wyczuwam za to coś innego. Olbrzymią, niepohamowaną wrogość. Ludzi. Jednych do drugich. Podział Polaków jest nam znany nie od dziś, ale każdorazowo przytłacza, irytuje i męczy coraz bardziej. Wykazujemy się absolutnym brakiem tolerancji, choć od lat tak mocno o nią walczymy. Dialog? Porozumienie? Tolerancja? To zbyt trudne słowa, żeby wzięły górę ponad naszą narodową potrzebą skakania sobie do gardeł. Po prostu ludzie o poglądach czy wierze innej niż nasza zawsze są gorsi.
Naszą wewnętrzną nienawiść potęguje presja zagraniczna, której przedstawiciele bez ogródek mieszają nas z błotem. A my? Przyklaskujemy im na to, coraz bardziej burząc krew. Nie jesteśmy w stanie udowodnić, że nasz kraj nie jest zacofany bez względu na to, co sądzą inni. Że bez względu na to w co kto wierzy potrafimy ze sobą rozmawiać. Ale nie. My przecież jesteśmy zajęci budowaniem polskiej wersji Muru Berlińskiego i pielęgnowaniem wstydu. Niestety solidarność to tylko echa lat 90. i kilku traumatycznych powodzi.
I tak naprawdę wybory są tylko przykładem naszych naszych nastrojów narodowych. Jestem zmęczona ciągłymi nagonkami, bojkotami, podpisami i narzekaniem. I tym, że nie potrafimy żyć obok siebie - każdy po swojemu, ale rozumiejąc drugiego. Wiem, że niektóre kwestie regulowane przez państwo są oburzające, nie sposób przymknąć na nie oko i warto je poddać konstruktywnej analizie, ale my już dawno odeszliśmy od obiektywności na rzecz myślenia 'ma być tak jak JA chcę'. I dopóki działania nie będą dopasowane do zachcianek każdego z polskich 'JA' [co oczywiście jest absurdem] dopóty nie będzie zgody.
Ten komiks miał obrazować głupotę większości [wiadomo o jaką większość chodzi] Polaków. Choć tak naprawdę zagrożeniem jest nasze narodowe malkontenctwo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Spodobał Ci się tekst? - skomentuj. Nie spodobał? - udostępnij.
Albo i na odwrót.