Zacznijmy od stereotypów.
Z czym kojarzy nam się 1 listopada? Ze Świętem Zmarłych, z "chodzeniem na groby", z akcją "znicz", z szarą, smętną jesienią, z melancholią i zadumą, z żalem po stracie bliskich, a także z "rewią mody" na cmentarzach.
Z czym natomiast kojarzy się Halloween? Z szydzeniem ze śmierci, z Szatanem, z wywoływaniem duchów, straszeniem, dyniowymi lampionami i upiornymi dekoracjami, z zabawą w "trick-or-treat" czy też "cukierek albo psikus" i nieodłącznie z Ameryką. Tą złą, nikczemną cywilizacją, która sieje na naszych świętych polskich ziemiach ziarno zła.
Czyż nie? Taka jest nasza zbiorowa wizja obu tych wydarzeń, a w moim przekonaniu nie jest ona prawdziwa. Przynajmniej nie do końca.
"Ołtarz Gandawski", Jan van Eyck, 1433 r. |
Święto 1 listopada nazywane jest zwyczajowo Świętem Zmarłych, podczas gdy prawdziwa jego nazwa brzmi Uroczystość Wszystkich Świętych. Taki tam błąd w nomenklaturze? Jak się okazuje wcale nie. Z wyjaśnieniem przyszła mi ciocia Wikipedia, która donosi, że
Święto to było dniem wolnym, również w czasach PRL-u, ale oficjalnie starano się nadać mu charakter świecki i nazywano je dniem Wszystkich Zmarłych bądź Świętem Zmarłych. Nazwa ta utrwaliła się w świadomości wielu osób, jako kościelna nazwa uroczystości liturgicznej.
Znaczy się celowo ktoś popsuł nam świętowanie. Bo tak naprawdę wspomniana uroczystość jest w Kościele dniem bardzo radosnym. Mówi o tym wiele źródeł, ale wystarczy sięgnąć po pierwsze z brzegu - znaną i lubianą ciocię Wiki, która znów przysparza nam wiedzy:
Wszystkich Świętych - W Kościołach łacińskich uroczystość ku czci wszystkich chrześcijan, którzy osiągnęli stan zbawienia i przebywają w niebie.
Czy taki opis kojarzy się ze smutkiem i żałobą? Dla wierzących to jest ogromna nadzieja i radość z tego, że po śmierci czeka nas grzanie się w ciepełku własnej aureoli i wieczne bajlando w Niebie bez cienia bólu, starości i kredytów hipotecznych. Co bardziej religijni powinni tego dnia przede wszystkim się cieszyć i myśleć pozytywnie. W końcu świętymi nie są tylko kanonizowani sprawcy cudów, ale także szarzy ludzie, o których życiu nikt w szerokim świecie nie słyszał. Czyli że możemy to tez być my. Hura!
Muszę też tu dodać, że cała nasza religia jest religią radości. I każde nasze wypaczenie - celowe czy przypadkowe jest strzałem w stopę. Niektórzy natrętnie starają się przekonywać kobiety do heroizmu [znana ostatnio sprawa aborcji] - aby oddawały życie dla życia swojego dziecka lub poświęcały resztę swojego życia na opiekę nad dzieckiem niepełnosprawnym lub też cierpiały nosząc w sobie, rodząc i trzymając w ramionach dziecko z wadą letalną. W imię religii oczywiście. Tymczasem pokazują owym kobietom i reszcie społeczeństwa, że religia to wyłącznie strach przed ogniem piekielnym, nieustanne klepanie "zdrowasiek", groźne machanie paluchem w stronę tych, którzy ośmielają się przeklinać i nachalne wkraczanie w czyjąś sferę prywatną i intymną. Gdzie tu logika? Sorry, ale taki obrazek nie przekonuje nawet mnie, choć jestem wierząca. Gdybym sama nie miała wiedzy to też bym się z takiego Kościoła wypisała.
Oczywiście i sakramenty i modlitwa i dekalog są ważne, ale one nie sprawiają, że mamy być ciągle smętni i umartwieni. Mamy być charyzmatyczni, zaradni, rozsądni i pozytywni, bo jako wierzący mamy oparcie w Bogu. Mamy prawo imprezować, robić biznesy, lubić drogie samochody i mieć jedno dziecko albo i wcale, lub jak kto woli - wieść ciche spokojne życie w małym domku pod lasem. Byle tylko nie gnębić innych ludzi i wykorzystywać to, co mamy do dobrego. Proste. Może żyjąc w ten sposób byśmy byli w stanie przekonać innych, że ten nasz chrześcijański świat nie jest tak nudny i zaściankowy jak im się wydaje.
Dlatego 1 listopada nie ubieram się na czarno i nie snuję przygnębiających refleksji. Odwiedzamy groby bliskich, ale tylko dlatego, że nie jesteśmy w stanie być we wszystkich miejscach jednego dnia.
Dzień Zaduszny to jest chwila na zastanowienie się. Może nad przemijaniem, może nad śmiercią i nad własnym życiem, a może nad życiem naszych bliskich, których już wśród nas nie ma. Czas na wspomnienia, zapalenie światełka na ich grobach. 2 listopada.
Jeśli chodzi o Halloween to nie zamierzam Was namawiać do obchodzenia go, bo w moim odczuciu nie każdy sposób tej zabawy jest właściwy i bezpieczny. Nie zasypię Was też informacjami o pochodzeniu Halloween. Powiem Wam tylko dlaczego nie przeszkadza mi ono i dlaczego je lubię.
Zacznijmy od tego, do czego przyczepiają się chyba wszyscy przeciwnicy: dezaprobata wobec mody z Zachodu czyli niepolskie święto to złe święto. Na świecie piękne jest to, że istnieje w nim wiele kultur, które niesamowicie się od siebie różnią. Tradycje każdej z nich są fascynujące, a to co w nich niepokoi to fakt, że są nieznane, inne. Przenikanie się kultur, adaptowanie zwyczajów lub ich teatralne odtwarzanie jest w moim odczuciu niezwykle inspirujące i dające wiedzę o świecie. Nie widzę powodu, żeby odrzucać tradycje tylko dlatego, że w naszym kraju nie są kultywowane od pokoleń.
Niektórzy idą dalej i sądzą, że Halloween wyklucza Uroczystość Wszystkich Świętych. Moim zdaniem to w dużej mierze kwestia interpretacji. Jeśli ktoś urządzi sobie czarną mszę 31 października i przez kolejne 3 dni będzie profanował cmentarze i urządzał seanse spirytystyczne to tak, to rzeczywiście zaburzy celebrowanie tradycji katolickich. Z tym że takie rzeczy odbywają się tak czy inaczej, nikomu nie potrzeba do tego Halloween. Jak dla mnie spokojnie 31 października można urządzić bal przebierańców, zabawę w "cukierek albo psikus" czy też wieczór przy dobrym horrorze, następnie 1 listopada pójść na mszę świętą, a 2 listopada na cmentarz. Przy czym nie będę wciskać dzieciom kitów, że to święta równoległe. Na podobnych zasadach co przedszkolna impreza choinkowa i Boże Narodzenie. Święta obchodzimy bez względu na choroby, pogodę czy finanse, a zabawa może się odbyć, albo nie. Po prostu w naszym domu jest pewna chierarchia i dopóki ze świadomością obchodzimy święta dla nas najważniejsze, dopóty nie przeszkadzają mi inne zabawy.
W aspekcie wykluczania się równie dobrze można by było piętnować Andrzejki, pełne wróżb i zabobonów tak sprzecznych z naszą religią, a nie spotkałam się jeszcze z corocznym zbiorowym bojkotem tej zabawy. Czy obecność świętego w nazwie obniża do zera wskaźnik złych mocy, które przy tej okazji mają szansę się spotęgować?
W aspekcie wykluczania się równie dobrze można by było piętnować Andrzejki, pełne wróżb i zabobonów tak sprzecznych z naszą religią, a nie spotkałam się jeszcze z corocznym zbiorowym bojkotem tej zabawy. Czy obecność świętego w nazwie obniża do zera wskaźnik złych mocy, które przy tej okazji mają szansę się spotęgować?
Co lubię w Halloween. Podobają mi się dekoracje, które są możliwością do twórczej zabawy z dziećmi. Osobiście uważam, że wcale nie muszą być złe i ohydne tak, jak ma to miejsce w USA. Wycinane, świecące dynie, włochate pająki, mumiopodobne ciasteczka z oczkami, stroje do zabawy w trick or treat - po prostu mi się to podoba. Lubię to, że Halloween jest okazją do oswojenia lęków, które ma każde dziecko. Potwory pod łóżkiem, cienie gałęzi przypominające duchy, myszy-mutanty - tego wszystkiego boją się dzieci, ale na przykładzie strojów i dekoracji można im tłumaczyć, że to tylko wytwory naszej wyobraźni. My z M&M oglądamy takie piosenki:
Dziewczyny pytają tak samo o wampiry czy mumie, jak o anioły i kowboi, za które to postaci poprzebierane są dzieci w piosenkach. Niektórych z nich się boją, ale dokładnie tak samo jak hycla w "Zakochanym kundlu", więc nie sądzę, żeby było o co robić halo. Najważniejsze, że nie rzutuje to na ich rozwój, na sen czy na relacje. Ale o tym mogłabym pisać jeszcze długo, długo, długo ;)
Ostatnio na FP lovepierogies.com Ania spytała mnie czy pozwoliłabym dzieciom przebrać się, pukać do domów i zbierać cukierki. Pewnie, gdybym tylko miała pewność, że sąsiedzi nie będą później za nami biegali z krzyżykiem. Tak samo jak pozwoliłabym im na udział w jasełkach, kolędowaniu czy modnym ostatnio Balu Wszystkich Świętych. Pod warunkiem jednak, że każdy z tych przykładowych eventów zostałby odpowiednio zorganizowany.
Na koniec temat śmierci. U nas jest poruszany bez okazji, tak że ani jeden ani drugi dzień nie ma większego wpływu na to jak z nimi rozmawiamy. I tu nasuwa mi się konkluzja, że najważniejsze jest to, co reprezentujemy sobą na co dzień. Jeśli jesteśmy arogantami, ksenofobami, malkontentami to biała koszula w święta nie zrobi z nas świątobliwych katolików. Analogicznie jeśli wiemy w co wierzymy, potrafimy tego bronić i świadomie kultywować tradycje to żadna dynia nie sprawi, że staniemy się źli i nie wypaczy naszych przekonań religijnych.
A na koniec na rozluźnienie taki sympatyczny filmik o pozytywnych stronach Halloween dla ... rodziców małych dzieci ;)
A na koniec na rozluźnienie taki sympatyczny filmik o pozytywnych stronach Halloween dla ... rodziców małych dzieci ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Spodobał Ci się tekst? - skomentuj. Nie spodobał? - udostępnij.
Albo i na odwrót.