poniedziałek, 23 lutego 2015

Pierworodna

Była ze mną od zawsze - w myślach i marzeniach. Była moim szczęściem jeszcze zanim wszystko zaczęło się dziać. W wyobraźni uczyłam się o Nią dbać i przyjaźnić się. Imaginowałam sobie nasze wariackie wypady w świat, spełnianie marzeń i rozmowy - bardzo, bardzo długie i bardzo, bardzo babskie. Wspólne gotowanie i pieczenie smakołyków, wędrówki do lodziarni i do kina. Widziałam Jej słomkowo - słoneczne proste włoski, błękitne oczy, bezustannie roześmianą buźkę i główkę pełną nieokiełznanych pomysłów.

Jednak kiedy się pojawiła okazała się być zupełnie nie tą skrzętnie wyobrażoną dziewczynką. Była absolutną odwrotnością.
Włosy po urodzeniu miała czarniusieńkie. Kiedy urosły zaczęły się kręcić i nabrały ciemno kasztanowej barwy. Nietolerancja pokarmowa wykluczyła figle kulinarne. Więcej czasu i energii poświęcałam obmyślaniu Jej diety niż wspólnym igraszkom w kuchni. W okresie buntu dwulatka pozbawiła mnie też złudzeń o spokojnym, ułożonym charakterze. O Jej temperamencie i uporze można pisać książki.

Rozczarowanie? Nigdy w życiu! Ideały przestają mieć jakiekolwiek znaczenie, kiedy do głosu dochodzi miłość, poczucie spełnienia oraz wizja pięknego macierzyństwa.

Kiedy dowiedziałam się, że nareszcie ze mną jest - choć jeszcze w postaci małego ziarenka, że Jej serce bije w rytm mojego i że niedługo spojrzymy sobie w oczy, to mój umysł zwariował ze szczęścia. Świadomość spełnionego marzenia nie mieściła się we mnie. Wirowała gdzieś pod niebem, a ja byłam tylko ciałem sterowanym przez hormony. Nie widziałam Jej, była zatopiona w moim wnętrzu. Czułam Ją, ale nie mogłam dotknąć. Dopiero kiedy zobaczyłam Ją leżącą na moim brzuchu uwierzyłam, że jest prawdziwa. Pamiętam każdy Jej szczegół. Niemożliwie różową skórę. Tycie paluszki. I wielki, głośny płacz - dźwięk życia, którego nigdy wcześniej nie słyszałam, a Ona pozwoliła mi go poznać. Przechodziłam przez męki połogu zupełnie zamotana. Szlak macierzyństwa był naznaczony bólem, bezsennością i spowity mgłą bezradności. Czasami dopadał mnie paraliż, innym razem euforia. A Ona ... była zupełnie nowym stworzeniem, które odrywało mnie od tego całego amoku. Jej niewiedza była tak niepojęta, że razem z Nią uczyłam się patrzeć i dostrzegać, dotykać i czuć. Właściwie to Ona nauczyła mnie (i nadal uczy) wszystkiego, całego życia. Od nowa. Od pierwszych spojrzeń na latające owady po zafascynowanie poruszaniem się skrzydła drzwi. Przez triumfy nad przełamaniem złożoności mowy i pierwsze słowa.

Bywa nieustępliwa, bywa nieposłuszna, jest inna niż ta wyobrażona. A dla mnie jest idealna. Jest taka jaka powinna być, jest moja. A do tego taka jak ja.

Ideały zgasły, została bezwarunkowa miłość, spełnienie i piękne macierzyństwo.


6 komentarzy:

  1. Pewnie, że napiszemy ;)
    Piękna opowieść o miłości. Pierworodnej, calej rodzinie życzę abyście się kochali najmocniej :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy :) Bywa ciężko, ale bez tego miłość jest pusta.

      Usuń
  2. O tak nasze wyobrażenia daleko odbiegają od rzeczywistości a i tak jest cudem. Taki fenomem. Fajny tekst ( ͡° ͜ʖ ͡°)

    OdpowiedzUsuń

Spodobał Ci się tekst? - skomentuj. Nie spodobał? - udostępnij.
Albo i na odwrót.