niedziela, 20 listopada 2016

Szacunek do dziecka to taka prosta sprawa



W czasach mojego dzieciństwa zwykło się mawiać: "dzieci i ryby głosu nie mają". Mały człowiek miał się bezwzględnie podporządkować i dopasować. Nie było że "nie ma dzieci - są ludzie, ale o innej skali pojęć". Nie było że "dzieci nie są głupsze, tylko mają mniej doświadczenia". Nie było, choć autor tych słów, Janusz Korczak żył i działał kilka dekad wcześniej. Nie było szacunku. Istniała Konwencja Praw Dziecka, ale widać była mało ceniona wśród rodziców i nauczycieli.

Dziś mamy dostęp do wiedzy, informacji i badań naukowych, które potwierdzają tezę, że klapsy szkodzą dzieciom, a nauka o prawach dziecka jest szeroko popularyzowana.


źródło: http://brpd.gov.pl/aktualnosci/karta-praw-dziecka-pacjenta

Możemy wyciągać wnioski z własnego doświadczenia oraz bazować na mądrości uznanych autorytetów, żeby dorastanie naszych dzieci było prostsze, piękniejsze, bardziej świadome. Mamy szansę wychowywać dzieci w oparciu o szacunek, bez konieczności bicia i poniżania. Teraz to my możemy zdecydować czy powiemy, że nasze dzieci "nie mają głosu jak ryby" czy że "dzieci nie są głupsze, tylko mają mniej doświadczenia". Od nas zależy czy podetniemy im skrzydła czy nauczymy je latać.

Na szczęście kampanie przeciwko przemocy zbierają dobre żniwo. Liczba osób popierających przemoc wobec dzieci maleje z roku na rok [raport RPD z 2014 roku oraz wnioski z 2016 roku].



Jako mama wybrałam świadome wychowanie, choć nie jest to łatwe, bo sama dorastałam w wychowaniu przemocowym. Wiele wysiłku i trudu kosztowało mnie wyrwanie chwastów wspomnień, które niczym złowrogi głos podświadomości perswadowały mi: "A weź jej przylej!" ilekroć córki wyprowadzały mnie z równowagi. Pod skórą nadal czuję, że najwygodniej by było czasami rzucić lakonicznie "nie, bo nie" albo kontrolować wszelkie zachowania dzieci. Wciąż uczę się panować nad echami przeszłości, bo chcę, żeby dzieci mogły na mnie liczyć, zamiast się mnie bać. Chcę być dla nich liderem, a nie bossem, czyli osobą, która zasługuje na szacunek, a nie go żąda.



Mój szacunek do dzieci opiera się nie tylko na braku przemocy i poniżania: przepraszam je, kiedy popełnię błąd, okazuję zrozumienie dla ich małych-wielkich przeżyć, pozwalam na własne zdanie, nie ośmieszam. To są zarówno małostki codzienności, jak i wielkie sprawy, w których trzeba sięgnąć po cierpliwość, umiejętności dyplomatyczne, a czasem po pokorę. Chciałabym opowiedzieć Wam o kilku z nich.


Marzenie dziecka vs własne ego


W przedszkolu bal karnawałowy! Wielkie wydarzenie dla M&M, bo to ich pierwsza w życiu impreza na taką skalę. Miały być wspaniałe dekoracje, prawdziwy DJ - wodzirej, aromat dziecięcej szczęśliwości i oczywiście stroje. Z Marysią z miejsca miałam jedno skojarzenie - Masza. Ta grzywka, oczyska, ten charakterek - po prostu siostry bliźniaczki. Nawet tunikę miała podobną w szafie. Wystarczyło tylko uszyć chusteczkę na głowę et voila! Mery przytaknęła, kiedy jej to zaproponowałam, więc zabrałam się do poszukiwań odpowiedniego materiału i szycia z poświęceniem. Mela natomiast miała wybrać sobie strój z wypożyczalni. Weszłyśmy do krainy księżniczek Disneya, które ... wcale nie ruszyły dziewczyn. Mela ukochała sobie strój biedronki i wyszłyśmy zadowolone. Natomiast w Mery coś pękło. Otóż znajdowały się tam stroje pirackie. Nie wiem dlaczego ale Marysia zapragnęła w takim wystąpić. Bajek o piratach dziewczyny widziały i czytały bardzo mało, średnio ogarniały kim oni właściwie są, więc uznałam, że to typowe dla M. kapryśne upodobania, które zmieniają się raz na dwa dni albo i częściej. Przekonywałam ją więc, że Masza to jest naprawdę genialny pomysł, zwłaszcza, że wszyscy uwielbiamy jej przygody. Dobze - skwitowała, choć beznamiętnie. W przeddzień balu skończyłam pracochłonne przygotowania chustki i z błyskiem w oku poszłam przebierać Mery. Tymczasem ona włożyła strój bez najmniejszego entuzjazmu. Na chustkę nawet nie chciała spojrzeć. Nic już nie mówiła o stroju pirackim, nie buntowała się, po prostu okazywała cichą niechęć. Wyrzuty sumienia przez pół nocy nie dały mi spać. Taką miałam satysfakcję, że mogłam się spełnić przy stworzeniu stroju dla dziecka. Tak się jarałam, że trafiłam w punkt. A mojego dziecka to nawet nie wzruszyło. Głupia ja - pomyślałam - córka miała własną wizję, a ja chciałam narzucić jej swoją i dziwię się, że nie tryska wdzięcznością. Źle zinterpretowałam tę jej chęć wybrania stroju pirata. Z samego rana, przed przedszkolem rzuciłam w kąt szytą z namaszczeniem chustkę i resztę Maszy, zapakowałam dziewczyny i pojechałyśmy szukać otwartej wypożyczalni. Ta radość z wymarzonego stroju rozłożyła na łopatki moje kulawe ego. Warto było.




Prawidła wielkiego świata vs uczucia maleńkich światów


Przedszkole przygotowywało Dzień Babci i Dziadka. Próby trwały dwa miesiące, a w domu co chwila wybrzmiewały hymny na cześć dziadków. Dziewczyny, co oczywiste, nie mogły się doczekać. Niestety w wyniku kilku perturbacji, przesunięć i chorób przedstawienie wypadło akurat w trakcie naszego wyjazdu na ferie. Wyjazdu zasłużonego, wyczekiwanego, bookowanego w pocie czoła. I masz ci los - nie do przełożenia ani jedno ani drugie [bo hotel już opłacony, bo pokoju, który mieścił całą agaffamilię nie dało się zarezerwować na inny termin, a występ w p-kolu przekładano już tyle razy, że data była nieśmiertelna]. Pomysłów mieliśmy co najmniej kilka, np.: może poprosimy kogoś o nagranie i w domu zaprezentują dziadkom występ? Nie no bez przesady, to nie to samo! M&M bezwzględnie chciały zaśpiewać na żywo, w grupie, tego właśnie dnia, nie innego. No ale żeby dzieci dyktowały warunki? To my rezerwujemy miejscówę z milionami atrakcji, płacimy niemałą kasę, gimnastykujemy się, żeby mieć urlopy i teraz mamy z tego wszystkiego zrezygnować od tak, tracąc część zaliczki? To byłoby nie do pomyślenia gdyby nie pewna świadomość. Te pioseneczki wyśpiewane przez gromadę małych przedszkolaków - trochę koślawo, trochę bez zrozumienia, ale z miłością. Te wierszyki indywidualne, wyuczone, specjalne. Te laurki wręczane z podnieceniem małymi rączętami. Ta atmosfera nie do podrobienia. - To wszystko miało wartość znacznie większą niż najdroższe i najbardziej wypasione wakacje. Dlatego włożyliśmy sporo czasu i energii, żeby wyjazd przełożyć. Udało się uratować zaliczkę i nawet skorzystaliśmy z narciarskiego szaleństwa, choć musieliśmy przystać na termin, kiedy śniegu już miało nie być. Warto było. Dla nich.



Czasami spełnić pragnienia dziecka się nie da. Na przykład wtedy, gdy dzieci jest dwoje, a ich marzenia się wykluczają. Czasami nic się nie udaje. Czasami popełniam błędy. Ale zawsze pamiętam o tym, że każde dziecko ma prawo do szacunku. Amen.





***
Miło mi Cię gościć, zapraszam jeszcze do napisania kilku słów komentarza po przeczytaniu tekstu :)

Bo widzisz takie pisanie bez komentarza jest trochę jak wejście do pokoju pełnego znajomych i opowiedzenie im swoich przemyśleń, historii, wątpliwości, przy których każdy kiwa głową, uśmiecha się albo marszczy brwi, ale ... nic nie mówi. Kiedy kończysz każdy odwraca się i wraca do swoich zajęć pozostawiając Twoje słowa bez odpowiedzi. Słabo trochę, nie?
A człowiek - zwierzę stadne z natury, pogadać lubi ;)

Odwiedź mnie na FB Agaffio - Fan Page


***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Spodobał Ci się tekst? - skomentuj. Nie spodobał? - udostępnij.
Albo i na odwrót.