środa, 2 grudnia 2015

Moja historia bicia

Jesteśmy zwyczajną rodziną. On, ja i dwie córki. Lubimy oglądać tv, dobrze zjeść i czasem wyjść na rodzinny spacer. Cenię sobie spokój i spokojnych ludzi. Stronimy od alkoholu i awantur, a nasze dzieci chronimy przed złem tego świata.


Przeważnie w domu każde z nas przebywa w swoich kątach. Ja zajmuję się domem, on pracuje, a dzieci mają swój świat. Robię wszystko, żeby była między nimi zgoda, kiedy przebywają razem. Nie pozwalam się sprzeczać i bić, tłumaczę, że powinny się kochać. Czasami jednak się kłócą, a wtedy wkraczam do tego ich świata. Nie toleruję w naszym domu sprawiania sobie przykrości, kłótni i wyrządzania krzywd, dlatego za każdym razem każę im się przepraszać i przytulać. Ale one często zachowują się jak dwa łobuzy, aż trzeba je usilnie namawiać do zgody. Bywa, że ich upór zmusza mnie do krzyku, żeby zrozumiały, a czasami dopiero po klapsie pokornieją. Przecież nie można dopuścić do tego, żeby siostry się nie kochały, prawda? Po prostu one mają się trzymać razem, nie ma innej możliwości. Bardzo mi na tym zależy, dlatego tak bardzo o to dbam.

Czasami mi mówią, żebym ich nie biła, że je boli. Wtedy odpowiadam, że to dlatego, że je kocham i chcę dla nich dobrze. Tłumaczę, że kiedyś obiecałam sobie, że tylko raz dam klapsa, ale ich zachowanie stwarzało coraz większe problemy, więc nie mam teraz wyjścia. Muszę je zbić, jeśli nie dociera do nich to, co mówię. A ja przecież mówię dobre i ważne rzeczy. One muszą mnie słuchać, żeby wyjść na ludzi. Świat jest zły, bardzo chcę nauczyć je jak sobie w nim radzić. Myślę, że kiedyś to pojmą i mi za to podziękują. W końcu jesteśmy rodziną, ja jestem ich matką, autorytetem. Należy mi się szacunek, a im porządne wychowanie.

Bardzo staram się o ten szacunek i uczę je jak go okazywać. Kiedy nie chcą sprzątać pokoju to sama się za to zabieram i daję im do zrozumienia, że skoro nie potrafią, to niech się uczą ode mnie. Innym razem, gdy nie chcą mnie słuchać, dopiero karą skupiam na mnie ich uwagę. Czasami po kilku godzinach już zapominam o karze - pokazuję w ten sposób, że je kocham, bo jestem litościwa, więc powinny być mi wdzięczne.

Przypominają mi się też sceny buntu. Zaczynają wtedy pyskować i stawiać się. Raz jedna mi nawet powiedziała, że mam zły charakter i źle wychowuję. Takie ataki agresji oczywiście tłumię. Nie można przecież pozwolić dziecku wejść sobie na głowę. Dziecko ma się uczyć od rodzica a nie pouczać go. Powinno znać swoje miejsce i być grzeczne. Na pewno każdy się ze mną zgodzi, że grzeczne, miłe dziecko to duma dla całej rodziny.

To wszystko działa, ale denerwuje mnie, że co drugi dzień, albo i codziennie wytrącają mnie z równowagi i muszę strzępić nerwy, dając kary albo klapsy. Drażni mnie, że nie nauczą się raz a porządnie, tylko ciągle wszystko się powtarza. Ale najwidoczniej taka rola dziecka. Małe jeszcze, nierozumne, nieusłuchane. Trzeba wychowywać do skutku. Dorosną - zrozumieją. Na szczęście są metody, które nigdy nie zawodzą. Uczą posłuszeństwa i grzeczności. Myślę, że są właściwe, skoro przynoszą pożądany efekt, a do tego wszyscy sąsiedzi je stosują i u nich też bardzo dobrze się sprawdzają.

Myślę, że jestem dobrą matką.

Dbam o ich edukację, każę siedzieć przy książkach aż nie odrobią lekcji i nie pozwalam bazgrać w zeszytach. Zawsze im tłumaczę, że za brzydkie pismo pani będzie zła i narobią sobie i mi wstydu. Wtedy bardziej się starają, a przecież o to chodzi. Raz zaczęły mi takie krzywulce stawiać, że aż mi się coś robiło! W zdenerwowaniu złapałam koty z papieru, które stały na biurkach, zgniotłam i cisnęłam pod szafę. Trochę było mi szkoda, bo były dumne z tych kotków, ale może dzięki temu zrozumiały, że nie wolno bazgrolić.

Niestety czasami już przeginają i nawet mi siadają nerwy. Robię co mogę, wychodzę z siebie, a one albo są niegrzeczne, albo chodzą jak flejtuchy w ubraniach wyjętych jak wołowi z gardła, albo nie chcą jeść, nawet jeśli powtarzam, że wleję za kołnierz, albo doprowadzają mnie do szału, nawet jeśli im mówię, że wpędzą mnie do grobu. I wtedy nie wytrzymuję, no bo ileż można? Dostają w końcu po dupskach aż się kurzy. Potem przychodzą i drą japy, że przepraszają. A ja już tak mam ich dość, że się nie odzywam! Niech sobie ryczą, a co! Szacunku do matki nie miały to niech teraz wiedzą! Niech wiedzą, że już mam serdecznie dość, że są tłumokami, gówniarzami, które mają się słuchać i nie pyskować, a ja mogłabym ... mogłabym ...

mogłabym ....



mogłabym ...............




Mogłabym być taką matką.



Mogłabym być taką nieudolną matką - krzywdzicielką!

Mogłabym gdybym pozwoliła moim doświadczeniom z przeszłości powtórzyć się w teraźniejszości.

Mogłabym, gdybym tylko wytłumaczyła sobie, że 'ja byłam bita i wyrosłam na porządnego człowieka'.

Gdybym powtarzała tępo 'klapsy uczą, klapsy należy dawać, bo to skuteczna metoda wychowawcza'.

Gdybym nie wytłumiła w sobie myśli o konieczności bicia i nie próbowała znaleźć mądrzejszych alternatyw.

Gdybym uwierzyła fałszywym wyrazom miłości, że bije się, bo się kocha.

Gdybym ugięła się pod wymuszeniami szacunku i uznała autorytet samozwańczy.

Mogłabym być taką matką, gdybym nie zbuntowała się w sobie i nie przyrzekła, że moich dzieci to nigdy nie spotka.

Gdybym nie wyrwała się z domu i nie włożyła masy ciężkiej pracy w nauczenie się czegoś o mądrym, świadomym wychowaniu.

Gdybym nie walczyła w sobie z traumatycznymi echami przeszłości.

Gdybym posłuchała dobrych rad i zapomniała o całej sprawie. O bólu dzieciństwa, o krzywdach i uczuciach. Gdybym przeprogramowała swoją pamięć.

Gdybym nie nazwała po imieniu tego PONIŻANIA, AGRESJI i PRZEMOCY.

Gdybym nie powiedziała kiedyś 'masz zły charakter i źle nas wychowujesz'.



Niestety nie każdy wygrał tak jak ja. Dlatego włącz myślenie zanim wypuścisz spod skrzydeł młodego zwolennika przemocy.


Źródło zdjęć: KLIK