Podejmuję dziś temat śmiechu, ale na pewno nie będzie to post wesoły. Dlaczego? Ano dlatego, że przesadzony śmiech nie jest ani zabawny, ani właściwy, a nawet jest powodem problemów na tle psychicznym. I jestem przekonana, że ten problem dotyczy każdego z Was.
Widzieliście ten film, krążący w stratosferze fejsbuka, z kompilacją różnych sytuacji, podczas których dzieci są uwięzione w sedesach, wiaderkach czy innych małych pojemnikach i nie mogą się wydostać? Lub jeden z tych, na których dzieci z czegoś spadają i uderzają się? Stanowią one masową mega rozrywkę. Można zrobić sobie bekę z bezradności malucha i z jego zabawnie zapłakanej twarzy, która naiwnie liczy na pomoc. I nie otrzyma jej, bo kiedy rodzic kręci filmik, dziecko musi poczekać. Może nawet samo sobie poradzi i nie będzie zawracało głowy, kiedy operator będzie zaabsorbowany puszczaniem nagrania w eter?
A kojarzycie ten filmik, na którym pewna wesoła rodzina serwuje niemowlakowi czeko-ciacho? Jako że dziecię jest małe i średnio ogarnia savoir vivre to najpierw macza łapki w cieście [ktoś obok wpycha je maluchowi do buzi], a następnie podnosi je i próbuje zjeść. Całą swoją twarzą. Brudzi się przy tym oczywiście ku uciesze najbliższych, którzy show wrzucają do internetu. Tylko czemu nie pokazują swoich chrumkających twarzy? Przynajmniej byłoby się z czego pośmiać. A tak to nie ma.
Albo jeszcze takie filmy, na których 2-3 latki odstawiają tańce wyglądające ekhm ... dwuznacznie? Wykonują one ruchy przypominające tańce erotyczne, a gromada wokół w przypływie radości przyklaskuje im, podkręca do dalszych ekspresji i - as always - nagrywa. Albo ktoś jest na tyle pusty, że nie dostrzega w tym podtekstu seksualnego, albo zauważa podtekst, ale nie widzi w nim niczego złego. Ważne, że jest beka.
Zawsze kiedy moim oczom ukazują się takie sceny zastanawiam się dlaczego rodzic lub/i operator sprzętu video nie tylko szydzi z dziecka [własnego], ale również ośmiesza je publicznie? Dlaczego nie widzi granicy dobrego smaku i przyzwoitości i nie czuje szacunku do małego człowieka? I dlaczego społeczeństwo bezkrytycznie przygląda się takim zabawom, przyłączając się do zbiorowej przeróbki dzieci w małpy cyrkowe?
Ale zostawmy skrajności wirtualnego świata, bo one nie pozostawiają wątpliwości - tam dzieci wystawiane są na pośmiewisko, w dodatku celowo. Pomyślmy jak z tym śmiechem jest w prawdziwym życiu. W NASZYM życiu. Na pewno nie aż tak przesadnie, ale rozrywka kosztem dziecka jest stałym elementem naszego krajobrazu. Do tego ogromna liczba ludzi nie widzi w tym niczego niewłaściwego. Naśmiewają się z dzieci w różnych sytuacjach: przy rodzinnym obiedzie, podczas wizyty u znajomych, w piaskownicy, przy kasie w sklepie, wśród turystów. Oraz z różnych powodów: bo się mylą, bo nie rozumieją, bo są naturalne i spontaniczne, bo są naiwne, bo ich problemy są małe i 'śmieszne'. Innymi słowy: dlatego, że są dziećmi. Na pewno znacie podobne sytuacje:
wkręcanie
- o, idź zobacz czy dziadek jest w drugim pokoju. Idź, idź jest tam w drugim pokoju.
To takie zabawne! Przecież dziadek nie żyje ha. ha. ha.
- o, masz, masz, masz, weź sobie ... a figę! ha. ha. ha.
przedrzeźnianie
Dziecko sepleni, albo zdrabnia, a powtarzanie za nim tych koślawych zdań lub wyrazów to niezły fun. Szkoda, że nie dla dziecka.
ironizowanie z politowaniem
- tak, tak, pięknie, no pięknie powiedziałaś ten wierszyk, tak cudnie, ślicznie. No, idź teraz się pobawić i daj nam skończyć rozmowę.
w obecności dziecka
Opowiadanie sobie anegdotek z dzieckiem w roli głównej, mówiąc o nim w jego obecności, ale w trzeciej osobie. Bo "przecież ono i tak nie rozumie", "to w ogóle nie jego świat". A poza tym "co, obrazi się? Poczuje dotknięte?" ... Dokładnie tak: nie zrozumie, poczuje się wyalienowane z naszego świata, poczuje się dotknięte - i to będzie je przytłaczało. Tylko nie będzie potrafiło tego powiedzieć i to będzie przytłaczało je dodatkowo. A ty jak byś się czuł[a]? "Ale przecież to tylko dziecko". Gosh to takie ciężkie do pojęcia, że dziecko też człowiek.
na każde słowo
Co słówko - to salwa śmiechu. Co pytanie, stwierdzenie - to śmiech ... No mnie by szlag trafił.
robienie nienormalności z normalności
- no, idź powtórz co powiedziałeś. Powiedziałeś, że mamusia jest dobra w te klocki, kiedy ugotowała obiad? Powiedziałeś, tak? Ah te dzieciaki to takie śmieszne są.
No powiedział, bardzo fajnie z resztą, spoko, serio, not big deal. Trzeba się z tego śmiać przed całym światem? Nie można dziecka pochwalić? Powiedzieć w inny sposób? Trzeba akcentować, że jest śmieszne?
I moi faworyci [ofc przy dziecku, ofc w trzeciej osobie]:
- oo jak pięknie je! No ślicznie je. Ha ha i wszystko zje, no popatrz. Ale zajada.
- o jak mówi ładnie, jak powtarza. O powiedział 'może innym razem', ale te dzieci śmieszne są.
- oo jak chodzi ... oo jak się ślini ... oo jak robi kupę ...
z pomyłek i [nie]umiejętności
Bo mówi równoważnikami zdania, bo w osobie męskiej zamiast żeńskiej, albo mówi słowo nieadekwatne do jego wieku. Kto to widział, żeby dwulatek powiedział 'aha, rozumiem', albo 'przepraszam, nie chciałem, tak się zdarzyło' lub też 'proszę, podaj mi książkę'.
Tu się na chwilę zatrzymam, bo nie uważam, że te sytuacje same w sobie są złe. Są po prostu ludzie, którzy je wyolbrzymiają i okraszają ostentacyjnym śmiechem. I to już nie jest normalne.
a powiedz 'kurwa'
Jedni zachłystują się śmiechem, kiedy dziecko [np. 1,5 roczne - im młodsze tym śmieszniejsze] powtarza wulgaryzmy. Inni każą powtarzać zupełnie zwyczajne wyrazy, tylko po to, żeby się pośmiać. A powiedz 'mama', a 'piłka', a 'rower'. O mówi 'jowej'! O jejku jejku. ha. ha. ha
Oczywiście dziwnym byłoby nie reagować uśmiechem na niektóre sytuacje, bo to oznaczałoby, że jesteśmy ludźmi smutnymi i gburowatymi. Często nie mamy złych zamiarów, chcemy się po prostu pochwalić, porozmawiać, wplatając humorystyczny akcent. Chodzi jednak w tym całym zamieszaniu o umiar, o pewne granice, intencje i świadomość uczuć dziecka - świadomość tego, że ono bardzo wiele rzeczy bierze dosłownie i na poważnie [tyle razy nie zdajemy sobie sprawy z tego jak mały człowiek reaguje na nasz śmiech i jaki ma to wpływ na jego rozwój oraz późniejsze zachowanie]. A także o to, żeby nie robić pośmiewiska ostentacyjnie i non stop ze wszystkiego. Dziecko przecież nie zna intencji, reguł panujących w świecie ani nie umie opowiedzieć co czuje. A czasami może czuć zażenowanie, choć wydaje nam się, że przecież takie terminy go nie dotyczą. Tymczasem ono nie zna tylko definicji. Uczucie zna bardzo dobrze.
Przecież można pochwalić się pociechą subtelnie, bez uszczerbku na szacunku do niego. Wiele razy czytam lub słyszę anegdoty domowe i - choć uśmiech pojawia się na ustach - to jednak widać w tych dzieciakach błyskotliwość, spryt, zaradność, inteligencję. Można? Można. Wiele razy sama opowiadam o własnych dzieciach, ale nie przy nich, żeby nie zrozumiały mnie źle. A jeśli komuś zdarzy się zagalopować - zwracam uwagę. A jeśli ja przegnę [zdarza się najlepszym] to staram się jakoś wybrnąć, puknąć się w czoło i więcej nie przeginać.
Na koniec pokażę Wam film, ten właśnie jeden z wielu bezmyślnych. Rodzice wkręcają swoje pociechy, że zjedli całe ich Halloweenowe słodycze. Zobaczcie jak reagują i sami oceńcie czy chcielibyście, żeby WAS świat oglądał w podobnych zachowaniach.
Ten tekst został wyróżniony 1 miejscem w cotygodniowym rankingu wpisów blogowych #BlogowyCzwartek na portalu Mądrzy Rodzice [<- kliknij i zobacz całe zestawienie]