środa, 30 grudnia 2015

Nie strasz mojego dziecka ... MNĄ!

Jako dziecko wiele razy słyszałam groźby w stylu 'bo powiem matce', 'poczekaj, zobaczysz jak zadzwonię po ojca', 'niech no się tylko mama dowie', 'oooo ciekawe czy mama będzie zadowolona, kiedy to zobaczy'. Kierowane były nie tylko do mnie, ale również do innych dzieciaków, które wykazywały się szeroko rozumianą niegrzecznością. Budziły prawdziwy postrach wśród wszystkich swoich adresatów.

Minęły lata, czasy się zmieniły, ale ten zwyczaj nie zgasł. W przedszkolu, do którego chodzą moje dzieci nadal echo niesie złowrogie 'bo powiem wszystko mamie'. Na ulicy wciąż można usłyszeć jak babcie, ciągnące z rękaw swoje małe wnuki, bez ściszania głosu przy wszystkich przechodniach wygłaszają: 'no chodź, powiesz jej jaki byłeś niegrzeczny w kościele!'. Ta metoda wciąż nie traci na atrakcyjności, a mi wciąż cierpnie skóra, kiedy słyszę, że ktoś ją stosuje.

Dlaczego obcy ludzie egzekwują posłuszeństwo dzieci poprzez zastraszanie? I dlaczego osobą, której mają się bać jest mama lub tata? Ja się na to nie godzę i pewnie większość z Was również. My, w naszej rodzinie wychowujemy dzieci, a nie straszymy. Stawiamy granice i mamy wymagania, ale nigdy nie stoimy nad nimi z niewidzialnymi dybami, w które zakuwamy ich temperament, kiedy stawiają nam opór. Uczymy, ale nie straszymy. Jesteśmy liderami, a nie bossami [więcej na ten temat przeczytacie w tekście Dziecko się ciebie nie słucha? To dobrze. Nie musi]. Dlatego nie rozumiem dlaczego obcy ludzie chcą zrobić z nas monstra. Dlaczego moje dziecko ma się nas/mnie bać? Jeśli zachowało się niegrzecznie, postąpiło niewłaściwie to oczywiście, że chcę o tym wiedzieć, ale nie po to, żeby je skarcić, tylko żeby wysłuchać jego wersji, porozmawiać, zrozumieć sytuację i jakoś z niej wybrnąć. Żeby tak się stało nie trzeba machać paluchem nad dzieckiem z obietnicą rychłej zemsty za jego wybryki, tylko po prostu przyjść do rodzica i przedstawić mu zaistniałe okoliczności.

Kiedyś dzieci nie miały głosu. Wystarczyło opowiedzieć w jego imieniu, że sypnęło piaskiem, że uderzyło, czy coś rozbiło, aby rodzic miał klarowny ogląd sytuacji. Nikogo nie obchodziło to, że być może istniał jakiś powód, dla którego dziecko zareagowało agresją, być może wyrządziło krzywdę niechcący. Każde nieposłuszeństwo ciągnęło za sobą konsekwencje w postaci co najmniej gniewu rodzica. W takich okolicznościach łatwym sposobem na wyegzekwowanie dyscypliny, np. przez nauczycieli czy dziadków było zastraszenie: 'bo powiem matce!'.

Ja się nie zgadzam na straszenie dziecka mną. Jestem mamą, a nie kopciuszkową macochą. Chcemy, żeby dziecko przychodziło do nas, kiedy z czymś sobie nie radzi, żeby wiedziało, że może na nas liczyć, a nie że rozprawimy się z nimi za przewinienia. Nie podoba mi się, że opiekunowie dzieci idą na skróty powtarzając 'bądź grzeczny, bo ojciec ci złoi skórę' albo 'matka się o wszystkim dowie' czy 'jak tak dalej będzie to opowiem tacie i wtedy popamiętasz', zamiast w inny sposób przeciwdziałać złemu zachowaniu. Wiem, że osoby ze starszego pokolenia nie potrafią inaczej, ale w takim wypadku wolałabym, aby nie mówiły nic niż przedstawiały dzieciom fałszywy obraz rodzica.

Jeśli przyjrzymy się tej metodzie bliżej to zauważymy, że strasząc w ten sposób, nie tylko stawia się rodzica w złym świetle, ale także uczy nienawiści i zemsty. Dlaczego? Nie trudno wyczuć nastrój takich wypowiedzi. Krzyk i złość za coś, czego być może dziecko nawet nie rozumie uczy radzenia sobie z problemami właśnie w taki sposób: negatywnymi emocjami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Spodobał Ci się tekst? - skomentuj. Nie spodobał? - udostępnij.
Albo i na odwrót.