piątek, 14 października 2016

Długo nas nie było, bo ...

"Cisza u nas ostatnio, mało piszę, jestem więcej offline. A oto powód naszej absencji ..." - to są słowa, które ostatnimi czasy często pojawiają się na moim wallu jako komentarze do zdjęć świeżutkiego USG, którego bohaterem jest nowy, mały człowiek. Czytam i patrzę, rozczulam się i lajkuję. Odchylam wzrok i oczami wyobraźni zerkam na pierwsze, te wewnętrzne, foty naszych maluchów. Tyle wzruszu! I tak sobie myślę, że to bardzo miłe takie usprawiedliwienie przed czytelnikami swojej nieobecności. Jak by nie patrzeć tworzy się razem pewną społeczność, którą łączy wirtualna przyjaźń i szacunek. A powód wyjaśnień jaki doniosły! Uświadomiłam sobie wtedy, że Wam, moim czytelnikom też muszę coś wyznać.
Otóż w ostatnich tygodniach stopniowo zmniejszała się moja aktywność na blogu, a na FB pojawiały się udostępnienia z moim zdawkowym komentarzem. Zrobiło się bezrefleksyjnie, bezdyskusyjnie i jakoś tak pusto. Dlatego chciałabym Wam teraz w kilku słowach opowiedzieć o zmianie, która zrewolucjonizowała nasze życie i zmusiła mnie do częściowego opuszczenia internetów.

Oczywiście planowaliśmy ten przewrót, ale jak zwykle wyszło nam całkiem inaczej niż przewidywaliśmy. Miałam nadzieję, że będzie to czas odpoczynku i psychicznego relaksu a okazało się, że nie raz zdejmował mnie strach, rezygnacja i stres. Myślałam, że dzieci przyjmą nowinę przynajmniej trochę radośnie, tymczasem sprawiały czasami sporo problemów i jedynym lekarstwem na ich narzekanie były bajki. Oczekiwałam, że rozkwitnie we mnie entuzjazm i power, a w rzeczywistości odczuwałam większe zmęczenie niż dotychczas. Oczywiście niezmiernie się cieszyliśmy i w euforii snuliśmy kolejne plany, ale tych kilka przeszkód zdezaktywowało moją obecność w internecie.

Tak było przez pierwsze trzy miesiące, teraz na szczęście są widoki na zmiany. Myślę, że zrozumie to każdy, kto choć raz zmieniał mieszkanie i kto szukał i urządzał swoje pierwsze własne lokum. 

Własne. Pierwsze. Wyczekiwane. Jedno na milion. Wiadomo zatem, że musi być wypieszczone do cna. Najpierw skrupulatnie wybrane spośród innych kandydatów, przemyślane i przypieczętowane. Później zwizualizowane według naszych wymyślnych upodobań i w końcu urządzone tak, aby nie pozostało miejsca na zgrzyty czy powątpiewania. A to wymaga czasu i energii, choć nie przypuszczałam, że aż tak wielkich pokładów. Do tego wszystkiego czas letni bardzo obfitował w zabawy napowietrzne i intensywne eksploracje zielonej, słonecznej przestrzeni, o częstych wyjazdach nie wspominając. Tak że sami rozumiecie - na internet brakowało czasu.

Zdaje się, że najcięższe kroki mamy już za sobą i pozostaje dobrać dodatki, złożyć zamówienia i poczekać na efekt. W dodatku tak się złożyło, że z końcem września zakończyłam współpracę z firmą, dla której pracowałam przez dwa lata, a M&M od połowy miesiąca chodzą do p-kola. Tak że czasu zaczyna mi drastycznie przybywać, w związku z czym zamierzam wykorzystać go m. in. na blog. Czy coś się zmieni? Na pewno tak, ale o tym jeszcze cicho sza. Głowę mam przepełnioną inspiracjami i pomysłami, ale bardzo nie lubię uprzedzać faktów i przedstawiać dzieł nieukończonych. Tak że keep calm and śledź Agaffio - na blogu, Fejsie i Instagramie. Na pewno przybędzie zdjęć naszych mieszkaniowych realizacji.

Teraz pozostaje tylko czekać aż ospa da nam w końcu święty spokój i będę mogła z czystym sumieniem powrócić do gry :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Spodobał Ci się tekst? - skomentuj. Nie spodobał? - udostępnij.
Albo i na odwrót.