piątek, 17 lutego 2017

Tak naprawdę to zimy mogłoby nie być



Każda pora roku ma w sobie jakiś magnes, który sprawia, że nie można się jej doczekać. Zimą kocham narty, łyżwy, zjazdy na byle czym, a w domu rozgrzewająca herbatę z syropem malinowym, imbirem i pomarańczą oraz książki na długie wieczory. Lubię białe święta, choć takie kojarzą mi się raczej z dzieciństwem, bo obecnie zima hojnością nie powala w kwestii śniegu w Boże Narodzenie. I lubię w zimie jej końcówkę z pierwszymi podrygami wiosny. Ale tak naprawdę to zimy mogłoby nie być.

Jestem zdecydowanie ciepłolubna i przedłużające się mrozy kompletnie mi nie służą. Frustruje mnie niemiłosiernie półgodzinne nakładanie na siebie warstw ubrań, żeby np. wyjść na 5 minut z psem, albo wyrzucić śmieci. No, na siebie jak na siebie, ale kiedy trzeba do tego ubrać dzieci dla odbycia standardowego spaceru to już mnie krew zalewa. Żeby się nie przegrzać podczas łapania całej gromady mojego domowego przedszkola i wciągania na nie kolejnych rajtuz, getrów i innych futer, sama chodzę w podkoszulku. A kiedy M&M stoją już grzecznie przebrane za ludziki Michelin, ja w te pędy nadrabiam braki w garderobie. I to nie jest żadne tam przegrzewanie, bo do tego mi daleko, tylko normalny, adekwatny strój na okazję pod tytułem "minus dziesięć". I wychodzimy tak uzbrojone po zęby ciepłym puchem, a po 10 minutach i tak okazuje się, że trzeba wracać, bo zimno. Albo poślizg i tragedia. Albo siku i jeszcze większa tragedia. I co chwila ta drastyczna zmiana temperatury. Kolejna rzecz to grzanie auta. Żeby ruszyć trzeba najpierw wykonać 20 minutowy taniec ze skrobaczką, a żeby w ogóle usiąść trzeba pamiętać, aby mieć ze sobą koc.

Na koniec najważniejsze: sezon deficytu słońca i nadwyżki smogu to mój osobisty dramat. Choć zawsze staram się szukać pozytywów, wyolbrzymiać zalety i korzystać maksymalnie z dobrych stron okoliczności przyrody to jednak przedłużająca się zima mnie przerasta. Po prostu zwyczajnie mam dość. Dla mnie idealnie byłoby mieszkać w kraju, w którym zima nie istnieje. Aby podotykać śniegu i skorzystać z białego szaleństwa mogłabym robić sobie wycieczki w zimne kraje, a po kilku dniach wracać do ciepłego klimatu. Takie marznięcie kontrolowane. I tylko jednej jedynej rzeczy by mi brakowało w takim układzie: przedwiośnia. Bo jest coś fascynującego i ekstremalnie pozytywnego w widoku budzącej się do życia przyrody w pierwszych promieniach ciepłego słońca.

A Wy jakie macie układy z Panią Zimą? Trzymacie sztamę czy toczycie boje? Co lubicie w zimie?










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Spodobał Ci się tekst? - skomentuj. Nie spodobał? - udostępnij.
Albo i na odwrót.