wtorek, 21 lutego 2017

Krótki horror o wizycie w toalecie u prababci



- Mamo, kto zmarł? - Mery się nie patyczkuje, tylko wali prosto z mostu bez ostrzeżenia, że rozmowa grozi zejściem na zawał. A pytania znienacka o czyjąś śmierć podczas rutynowego posiedzenia na sedesie w łazience w domu prababci właśnie do takiego finiszu mogą doprowadzić. Ko zmarł? - myślę, kto mógł umrzeć? Z prędkością Pendolino wertuję w głowie fakty z niedalekiej przeszłości i żadne śmiertelne wydarzenie mi do głowy nie przychodzi. Ostatnio odszedł pradziadek, ale to już prawie 1,5 roku temu, w dodatku we Wrocławiu, w którym od prawie roku nie byliśmy. Co ją naszło tak ni stąd ni zowąd? Odpowiadam więc niepewnie, że nikt i dopytuję jeszcze bardziej niepewnie czemu pyta. A ona mi na to: Bo tak czuję. W moim sercu.


No i tu już mnie ciary przechodzą od góry do dołu, a ona beznamiętnie robi kupę, wpatrując się w sufit. O kontaktach dzieci ze zmarłymi nasłuchałam się na tyle dużo, że nogi z miejsca mi zwiotczały, kiedy przyszło mi do głowy, że być może właśnie ktoś z naszych bliskich umarł i my jeszcze nic o tym nie wiemy, a ona już tak, bo może na tym suficie, w który się tak uparcie wparuje akurat widzi ową zmarłą duszę. Tuż nad moją głową.

"Bójcie się raczej żywych niż umarłych" - mawiają. Ale ta sentencja jakoś do mnie nie trafia, kiedy wieczorową porą siedzę w łazience z dzieckiem, które być może akurat doznaje objawienia paranormalnego i opowiada o tym z pasją godną Krystyny Czubówny. Bo przecież niema konwersacja z gościem z zaświatów, wiszącym u sufitu jest nie bardziej ekscytująca niż komentowanie pory drzemki leniwca wiszącego u gałęzi.

Nie, Marysiu, nikt nie zmarł, nic mi o tym nie wiadomo - próbuję zamknąć temat twardym racjonalnym argumentem
Zmarł - równie twardo utrzymuje Mery, nie licząc się kompletnie z moją nadwrażliwą struną wyobraźni
Kto? - piszczę tonąc w chyba coraz słuszniejszych domysłach
Pradziadek - pada odpowiedź zgodna z moimi najnowszymi przypuszczeniami

Kisiel w gaciach, paraliż w kończynach, Mery z oczami wlepionymi w ten cholerny sufit. Jak jej się nagle pradziadek przypomniał? Skąd? Rocznica? Nie, rocznica jest w listopadzie, a mamy luty, jeśli jeszcze mi szalej na mózg nie usiadł! Tu musi chodzić o pradziadka, który tu mieszkał przed wieloma laty.

Który pradziadek?
No ten co tu był

No i zawał.
Mery jak siedziała na sedesie tak ją z tego sedesu zgarnęłam i wyleciałam z łazienki.

Bo wydało mi się mało normalne to, że dziecko tak bez przyczyny mówi o dziadku, którego nie znało i o którym nawet żadnych historii rodzinnych nigdy nie słyszało. I że wie, że w tym domu był. I że umarł [w wyniku upadku] właśnie tu. W tej łazience.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Spodobał Ci się tekst? - skomentuj. Nie spodobał? - udostępnij.
Albo i na odwrót.