czwartek, 15 grudnia 2016

Tymczasem ktoś spuścił pierwszy tego dnia łomot swoim dzieciom...


Mery obudziła nas serią buziaków pomieszanych z kopniakami. Nie interesowało jej przeglądanie książek ani nawet zabawa najnowszym fantem od Mikołaja. Chciała nas. Bezwzględnie, teraz. Stanowczo odrzucała propozycję pospania jeszcze 5 minut. Mela pokręciła się jeszcze i zwinęła w kokon pod moją pachą, a Mery kicała nad nami w ferworze poranka. Była tak naelektryzowana jak ja byłabym po trzech kawach z Gerogem Clooneyem. Otwielamy pacuskę! - zawołała, popędziwszy odcinać kolejny kawałek kalendarza adwentowego. Wnętrze paczuszki, wypełnione wizją oglądania bajek świątecznych wybudziło Melę i teraz już we dwie cuciły nasze rodzicielskie dętki. Wstaliśmy poczochrani, zachrypnięci, ale zakochani w tych dwóch wulkanach, rozlewających na nas lawy energii, która nie wiadomo skąd się brała.

W tym czasie ktoś inny, gdzieś kilometry od nas spuścił pierwszy tego dnia łomot swoim dzieciom.

Zjedliśmy razem śniadanie, coraz żwawiej szurając kapciami po podłodze i coraz sprawniej ogarniając nowy dzień. Później były i puzzle i książki, tańce i występy, ale tego dnia prym wiodły bajki. Bez spiny, że mniej zabaw kreatywnych, bez tremy, że dzieciom zrobi się woda z mózgu. Pogoda na zewnątrz, gdyby zmaterializowała się w człowieka to na pomysł o wyjściu z domu popukałaby się w czoło. Jednoczyliśmy się więc z kocykiem, tuliliśmy ze sobą nawzajem i oglądaliśmy bajki świąteczne jedna za drugą. Byliśmy swobodni, niezestresowani, jeszcze trochę w urodzinowym nastroju. 

W tej samej chwili innemu rodzicowi skry leciały spod zgrzytających zębów i usychał język od kolejnego "zostaw", "nie teraz", "baw się sam"!

Spędziliśmy dzień błogo, naturalnie. Były i starcia i pląsy. Nie obeszło się bez kłótni i proszenia piąty raz. Ale zdarzyło się i wielokrotne "kocham cię" i zaspokojone "chcę się przytulić". Zdarzyło się znacznie więcej razy niż nerw czy foch.

Tymczasem w innym domu słychać było jeden krzyk, pretensje i bicie - na początku pewnie klapsy, które przez zwolenników określane są niewinnymi klepnięciami. Jakiś rodzic tracił cierpliwość, a jakieś dziecko zaufanie i wiarę w siebie. Ktoś kimś gardził i ktoś odczuwał ból i zawód.

Położyliśmy dzieci spać, dając im poczucie bezpieczeństwa i spokoju. Poszliśmy spędzić czas razem.

Gdzieś indziej jakiś maluch ukrywał się przed wściekłością rodzica. Odbierał dzienną dawkę sińców i udręki. Wzbogacał słownictwo o frazy poniżenia, rozszerzał zasób zachowań o te agresywne. Zdobywał coraz to bardziej soczyste kąski. Gdzieś indziej nieokiełznana rodzicielska furia być może odebrała życie jakiemuś wystraszonemu dziecku. Jedno dziecko nie zasypiało wcale, inne - zamykało opuchnięte oczy na zawsze.




Dwa obrazy, dla każdej z rodzin normalne. Normalne. Bo w niektórych rodzinach dzieci są szczęśliwe tylko w snach. A może wcale. Może w snach przeżywają wszystko na nowo. Kiedy myślę o takich miejscach, ręce mi się załamują i pęka mi serce. Są dzieci, które za poranną pobudkę rodziców dostają kary. Dostaje im się za to, że chcą się przytulić, pobyć razem. Są dzieci, które razem z chlebem każdego dnia dostają lanie. I myślą, że takie jest życie, że na to zasługują, że nikt na świecie nie postępuje inaczej. Co by zrobiły, gdyby zobaczyły inny poranek? Pomyślałyby, że to na pokaz? Że reklama? Uwierzyłyby, że tak można każdego dnia? Te dzieci muszą tak żyć, bo nikt nie reaguje, nikt nic nie wie, nikt nie słyszy. A my dowiadujemy się dopiero z mediów. "Ojciec się znęcał", "Matka piła podczas opieki", "Konkubent zabił". Rodzice odporni na wiedzę, zaszczepieni przeciwko empatii, za pan brat z bezdusznością i zgorzkniałością. A przecież mogliby inaczej. Zawsze, w każdej sytuacji można inaczej...

Przeczytaj też: sposób na niegrzeczne dziecko.



***
Miło mi Cię gościć, zapraszam jeszcze do napisania kilku słów komentarza po przeczytaniu tekstu :)

Bo widzisz takie pisanie bez komentarza jest trochę jak wejście do pokoju pełnego znajomych i opowiedzenie im swoich przemyśleń, historii, wątpliwości, przy których każdy kiwa głową, uśmiecha się albo marszczy brwi, ale ... nic nie mówi. Kiedy kończysz każdy odwraca się i wraca do swoich zajęć pozostawiając Twoje słowa bez odpowiedzi. Słabo trochę, nie?
A człowiek - zwierzę stadne z natury, pogadać lubi ;)

Odwiedź mnie na FB Agaffio - Fan Page


***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Spodobał Ci się tekst? - skomentuj. Nie spodobał? - udostępnij.
Albo i na odwrót.