środa, 31 maja 2017

Dzień Dziecka oryginalnie i artystycznie, czyli po naszemu



Kilka tygodni temu kupiliśmy skarbonki na dziecięce marzenia. M&M od razu wiedziały, że te marzenia nazywają się rolki [dla Meli] i Księżniczka Celestia ze świecącymi skrzydłami [dla Mery]. Marzenia dzieciństwa są takie cudowne, a ich spełnienie zostaje we wspomnieniach na długie lata. Pamiętam jak z siostrami zbierałyśmy drobniaki, żeby kupić sobie wieżę stereo. Odkładałyśmy drobne, które zostawały rodzicom z zakupów, odkładałyśmy grubsze pieniądze, które dostawałyśmy na urodziny i chociaż składanie grosza do grosza szło mozolnie to byłyśmy wytrwałe i konsekwentne. A wszystko po to, żeby w naszym pokoju nareszcie wybrzmiała muzyka. Rodzice nigdy nie powiedzieli nam, że może lepiej kupić coś praktycznego: może nowe buty, może plecak, może coś do szkoły. Wtedy z kasą było krucho, ale pozwolili nam na to nasze marzenie, a na koniec, kiedy poszliśmy do sklepu i okazało się, że brakuje jeszcze kilkudziesięciu złotych - nie kazali nam czekać i oszczędzać jeszcze dalej, tylko dołożyli nam do pełnej sumy. Dlatego od początku wiedzieliśmy, że cokolwiek sobie wybiorą M&M, my nie będziemy się mieszać ani przekonywać ich do czegoś innego.



Skarbczyki więc są, marzenia są, teraz tylko brakuje środków na ich urzeczywistnienie. Dziewczyny szybko odkryły, że zarabianie nie jest łatwe, szczególnie jeśli nie chodzi się do pracy. Dotychczas lekko przychodziło im wykrzykiwanie swoich zachcianek i próśb o zakupy i nierzadko z fochem reagowały na nasze tłumaczenia, że nie zawsze można mieć to, czego się chce. W zasadzie to je rozumiem, bo kiedy Mężny oznajmia mi, że nie można mieć kolejnej pary butów to też ciężko mi to przełknąć ;) Teraz nareszcie zaczęły chwytać o co w tym biega i powzięły postanowienie, że zaczną oszczędzać. Pierwsza odłożyła pieniądze Mela, a była to złotówka, którą dałam jej na kulkę z automatu. Jedna złotówka, a dała tyle dumy, że odłożona samodzielnie. Pierwsze koty za płoty, ale co dalej? Skarbonki nadal prawie puste, do marzeń wciąż daleko. Przyszedł mi więc do głowy pomysł.



Zaproponowałam dziewczynkom, że przygotujemy razem trochę ręcznie robionych rozmaitości: kubki, lampiony, drobiazgi itp. One uwielbiają prace plastyczno-manualne, dlatego od razu podchwyciły temat. Do tego powiedziałam im, że swoje dzieła będą mogły później sprzedać ciociom, wujkom, dziadkom i babciom, a pieniążki wrzucić do skarbonek - to był strzał w dziesiątkę! Teraz każdej ekspedientce, przechodniom i ciociom, z którymi zdarzy im się pogadać opowiadają o tym, że urządzą kiermasz z okazji Dnia Dziecka, pomalują kubki specjalną farbą do porcelany, zrobią mydełka, biżuterię z guzików, a później je sprzedadzą i za pieniążki kupią rolki i Księżniczkę Celestię!



Frajdę tak naprawdę mamy już od kilku dni, kiedy możemy zbierać pomysły, kupować materiały, akcesoria i robić z nich piękne gadżety oraz znajdować podczas spacerów kamienie, które przemienimy w specjalne kamienie szczęścia. Rodzina natomiast ucieszyła się unisono, bo nie dość, że dołoży się do spełnienia małych marzeń, a pieniądze ulokuje najlepiej jak się da - bez stresu o trafność prezentu, to do tego będzie miała miłą [a nawet praktyczną] pamiątkę od ukochanych siostrzenic i wnucząt.



Tym samym my wyrwaliśmy się z energochłonnych dylematów pt. "Co będzie najlepsze na Dzień Dziecka?" Nie zadajemy sobie pytań typu: zabawka eko designerska czy plastik fantastik? Za miliony monet czy z rabatem -120%? Do szpanowania przed sąsiadami czy dla iskier w oczach dziecka? A może jednak coś praktycznego? Lub książka? A jeśli nie prezent to jak spędzić ten dzień z dziećmi? Na wypasie czy w skromnym rodzinnym gronie? Itd.



Tym razem postawiliśmy na coś absolutnie wyjątkowego, angażującego, praktycznego i edukacyjnego zarazem. Bo wiecie co? Dzień Dziecka - taki ze wspólnym spędzaniem czasu, z piknikami rodzinnymi, wycieczkami rowerowymi, zajadaniem się lodami, zabawami kreatywnymi i niekreatywnymi mamy codziennie. Czytamy książki, rozmawiamy, jadamy wspólne posiłki, oglądamy razem bajki i mamy dla siebie czas - bez żadnych okazji. Dlatego taki kiermasz z przygotowywaniem przez wiele dni, z malowaniem i z zapraszaniem wszystkich bliskich z odległych krain do jednego domu rodzinnego oraz ze świadomością spełnienia dziecięcego marzenia w efekcie finalnym zamiast fajerwerków jest czymś niezwykłym i ekscytującym. Wręcz świątecznym :)



***
Miło mi Cię gościć, zapraszam jeszcze do napisania kilku słów komentarza po przeczytaniu tekstu :)

Bo widzisz takie pisanie bez komentarza jest trochę jak wejście do pokoju pełnego znajomych i opowiedzenie im swoich przemyśleń, historii, wątpliwości, przy których każdy kiwa głową, uśmiecha się albo marszczy brwi, ale ... nic nie mówi. Kiedy kończysz każdy odwraca się i wraca do swoich zajęć pozostawiając Twoje słowa bez odpowiedzi. Słabo trochę, nie?
A człowiek - zwierzę stadne z natury, pogadać lubi ;)

Odwiedź mnie na FB Agaffio - Fan Page

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Spodobał Ci się tekst? - skomentuj. Nie spodobał? - udostępnij.
Albo i na odwrót.