niedziela, 27 września 2015

Poranne pożegnanie

W sumie nie wiem czy takie rzeczy pisze się na blogach i może to nawet tak głupio przyznawać się publicznie ... ale może czasem trzeba?
Ta historia wydarzyła się dziś rano. Przyznaję, że nie pierwszy raz. I za każdym razem czuję się z tym nieswojo. Nawet źle ...

Zanim poczułam poczucie winy, długo leżałam błogo i beztrosko w łóżkowych pieleszach, słuchając tych szeptanych słów:


Wstawaj moja droga, ranek już błyszczy. 
I to od ładnych paru godzin, trochę się zapomnieliśmy dziś. Obudź się, hej. 
No dobrze, wiem, że lubisz, kiedy leżymy tak objęci, kiedy jesteś otulona moim rozkosznym ciepłem, kiedy głaszczę twoje plecy, policzki... Wiem, też nie chcę się z tobą rozstawać, zwłaszcza w tak piękną złocisto-mglistą niedzielę. 
Ale wiem też, że będziesz żałowała. Tym bardziej im dłużej tu ze mną zostaniesz. 
Twoja rodzina, Mężny, Mela, Mery już na pewno buszują w kuchni i brakuje im ciebie.
Oni tego nie zrozumieją. Zwłaszcza dzieci.
A ja nie chcę być twoim wyrzutem sumienia. 

Rzadko zdarzają nam się takie chwile leniwego szaleństwa, jak dziś. Może ... powinniśmy częściej? Niee, to wariactwo ...
 Zwykle staje między nami twój mąż. Ale chyba musimy zrozumieć, że to on ma rację, ONI są najważniejsi. 
Ja mogę poczekać. Do wieczora. Pobędziesz z nimi i wrócisz. Poczekam cierpliwie. 
Będziemy za sobą tęsknić, ale im bardziej zatęsknimy tym więcej szczęścia sprawi nam wieczorne spotkanie, przytulenie, łóżko. 

Mogę jeszcze na chwilę objąć cię całą, jeszcze poudawać noc, ostatni raz zmienić pozycję ... ale za momencik pójdziesz, dobrze? 
Grzecznie wyśliźniesz się do swojego świata na jawie i udasz, że nic się nie stało. 
Ja poczekam, obiecuję ...



I tak szeptała mi dziś cały poranek, aż do 9, kiedy już rzeczywiście poczułam wstyd , że tak dużo czasu marnuję na leżenie z nią. Posłuchałam więc pokornie, wstałam, poszłam do rodziny, zostawiając ją stygnącą na łóżku i przyrzekając jej, że wrócę. Kiedy dzień zabierze mi siły i przyjdzie czas na upragnione, wieczorne otulenie się. Będę tęskniła, zawsze tęsknię, ale taka kolej rzeczy: najpierw sprawy dnia, później sprawy nocy. Kołdra poczeka. Obiecała ...




foto z vumag.pl

Byliście kiedyś w podobnej sytuacji? Wykorzystaliście bezwzględnie poranek dla chwili własnej przyjemności, nie zwracając uwagi na obowiązki i rodzinę? Jakoś to sobie rozgrzeszyliście? Czy tylko ja tak mam?

2 komentarze:

  1. hahahah... Ale świetny wpis: )
    Kochana Agatko ,kołdra przyjacielem mi zawsze jest i będzie tak samo jak Tobie. U nas chyba to rodzinne 😉
    Jesienne i zimowe poranki sprzyjają tej miłości jeszcze bardziej: )
    i mogę też się przyznać, ze w.niedzielne poranki zdarza mi się pozostać w jej ramionach o godzinkę dłużej niż moim chłopakom 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie te jesienie i zimy tak nas omamiają, że tylko byśmy zażywały błogiego lenistwa. A tu przecież tyle prań do zrobienia!

      Usuń

Spodobał Ci się tekst? - skomentuj. Nie spodobał? - udostępnij.
Albo i na odwrót.