O tym, że przyjeżdżamy do rodziców, aby zamieszkać u nich tylko na chwilę wiedzieliśmy od początku. Nie mogliśmy tylko określić jak długa będzie ta chwila i dokąd ostatecznie zdecydujemy się przeprowadzić na tak zwane "swoje". Od lat moje serce wyrywało się do Krakowa, więc przez długi czas planowaliśmy tam właśnie osiąść. Teraz, kiedy nadszedł czas konkretnego rozglądania się za najlepszą miejscówką okazało się, że mamy sporo wątpliwości, a do tego w grę zaczęło wchodzić jeszcze jedno miasto - Wrocław.
Bo w Krakowie szaro jesienią, zabójczy smog, perspektywa bólu głowy i wzmożenia alergii. Bo drogie mieszkania. Za to blisko do rodziny, do Turnaua i Piwnicy pod Baranami. I mieszka tam wielu naszych znajomych. I to miasto z duszą.
A Wrocław? Daleko, nigdy nigdzie nie po drodze, bez szans na współpracę z obecną firmą. Za to lato zaczyna się już w kwietniu, powietrze jest bardziej przejrzyste i mieszkania tańsze. Nowoczesność i pęd życia czaruje i napędza do działania. Tylko czy nie poprzewracalibyśmy się w tym pędzie po tak długiej sjeście w małym miasteczku?
Mamy tak duży mętlik w głowach, że nie umiemy rozróżnić które plusy są bardziej dodatnie, a które bardziej ujemne.
A może jednak Warszawa?
...Lublin?
...Kielce?
A Wy co cenicie w Waszych miastach? Czego żałujecie, przed czym przestrzegacie?